Optymalizacja wyszukiwarki wewnętrznej sklepu e-commerce pod SEO i konwersje (2025)
Dlaczego wyszukiwarka wewnętrzna to dziś „sprzedawca numer 1” w Twoim sklepie
Jeśli miałbym wskazać jedno miejsce w sklepie internetowym, w którym najłatwiej „przepala się” przychód, to nie byłaby to ani karta produktu, ani koszyk. To pole wyszukiwania. W wielu projektach, które audytowałem, właśnie tam zaczynało się 60–70% sesji zakupowych – i tam też cicho umierało sporo potencjalnych zamówień.
Wyszukiwarka nie jest dodatkiem. To pierwszy sprzedawca w Twoim e‑commerce. Użytkownik przychodzi z konkretną intencją: chce znaleźć dany produkt, porównać 3–4 opcje, zawęzić setki wyników do kilku sensownych propozycji. Jeśli wyszukiwarka nie trafia w tę intencję w pierwszych sekundach, bardzo często tracisz go na rzecz konkurencji – nawet jeśli masz świetne ceny i genialne opisy.
Co ciekawe, najbardziej „gorący” użytkownicy często wpisują zapytania z literówkami i błędami („adiddas buty do buegania 42”). To osoby zdecydowane na zakup, tyle że piszą tak, jak mówią. W wielu sklepach właśnie takie zapytania zwracają… zero wyników. I to jest czysty wyciek przychodu.
Dobrze ustawiona wyszukiwarka działa jak doświadczony doradca: rozumie potoczny język, wybacza literówki, kojarzy synonimy („buty do biegania” = „running shoes”), sugeruje właściwe kategorie i prowadzi użytkownika najkrótszą drogą do koszyka. A przy okazji podsuwa Ci bezcenne dane o tym, jak klienci naprawdę myślą i mówią o Twoich produktach.
Jak wyszukiwarka pracuje na SEO i ruch z Google
W wielu firmach spotykam się z myśleniem: „wyszukiwarka jest w środku, SEO to Google – to dwie różne rzeczy”. W praktyce to jeden organizm.
Kiedy wyniki wyszukiwania są sensownie zaprojektowane, poprawia się cała architektura serwisu. Użytkownik płynnie przechodzi między kategoriami, podkategoriami i produktami, klika w breadcrumbs, rzadziej wraca do wyników Google, bo wszystko znajduje u Ciebie. Dla algorytmów to jasny sygnał: ten sklep dowozi wartość.
Z drugiej strony, źle skonfigurowana wyszukiwarka potrafi narobić szkód. Błędna paginacja, źle działające filtry, setki technicznych parametrów w URL-ach, strony „zero results” indeksowane jak pełnoprawne podstrony – to idealny przepis na marnowanie crawl budget i rozcieńczanie widoczności kategorii.
W jednym z większych projektów modowych samo uporządkowanie adresów z filtrów, dodanie canonicali i sensowne wyłączenie z indeksu setek „śmieciowych” kombinacji przełożyło się na około 15–20% wzrost ruchu organicznego na kluczowych kategoriach. Nic nie „dopakowywaliśmy” contentem – tylko uporządkowaliśmy to, co generowała wyszukiwarka i filtry.
Co to znaczy, że wyszukiwarka „działa dobrze”
Najprościej: użytkownik wpisuje zapytanie, a system w ułamku sekundy pokazuje coś, co ma sens. Na desktopie i na telefonie.
Od strony technicznej liczą się trzy rzeczy: prędkość, jakość danych produktowych i logika dopasowania. Nawet najlepszy algorytm nie pomoże, jeśli w tytule produktu brakuje kluczowego słowa albo produkt jest źle skategoryzowany. Bardzo wiele „zero results” nie wynika z algorytmu, tylko właśnie z biednych danych: brak marki w nazwie, brak ważnego atrybutu, dziwny opis.
Miałem kiedyś case z elektroniką: klienci często szukali konkretnej serii modeli, ale w feedzie produktowym seria była tylko w jednym, wewnętrznym atrybucie, którego wyszukiwarka w ogóle nie indeksowała. W panelu wyglądało to „ok”, w logach wyszukiwania – dramat.
Mobile-first, ale na serio
Na telefonie użytkownik działa inaczej. Nie ma cierpliwości, jest w ruchu, często na słabym zasięgu. Jeśli pasek wyszukiwania nie jest widoczny od razu, jeśli trzeba go szukać w rozbudowanym menu – spora część użytkowników nawet nie spróbuje nic wpisać.
Dobrze zaprojektowana mobilna wyszukiwarka to:
- duże, wyraźne pole na górze ekranu,
- brak „lagu” po wpisaniu frazy,
- wygodne przewijanie wyników kciukiem,
- filtry i sortowanie zaprojektowane pod dotyk, a nie pod myszkę.
Kiedy w jednym z modowych e‑commerce’ów przenieśliśmy wyszukiwarkę „wyżej” na mobile, uprościliśmy filtry i pozbyliśmy się przeładowań strony przy każdej zmianie parametru, współczynnik porzuceń na etapie wyników spadł o kilkanaście procent. Ten sam ruch, ta sama oferta – inne doświadczenie.
Widoczność wyszukiwarki i „pierwsze 3 wyniki” – gdzie ucieka kasa
W praktyce największy wyciek przychodu widzę zwykle nie przy braku wyników, ale przy złym dopasowaniu pierwszych trzech–pięciu pozycji. Większość użytkowników nie przewija dalej. Jeśli top wyników jest nieadekwatny – wychodzą, choćby na stronie 3 czekał idealny produkt.
Wyobraź sobie zapytanie „kurtka zimowa dla dziecka”. Jeśli wyskakują tam przypadkowe kurtki, resztki z wyprzedaży albo modele bez rozmiarów, klient po prostu wróci do Google. Tymczasem to jest typowy przykład zapytania, w którym użytkownik myśli „jak człowiek”, a nie jak robot – często bardziej potrzebuje treści poradnikowej niż suchej listy produktów.
Coraz częściej użytkownicy traktują wyszukiwarkę sklepu jak chat lub support. Wpisują: „jaką kurtkę na zimę dla dziecka”, „jaki materac na ból pleców”, „na prezent dla taty”. Jeśli wyszukiwarka odpowiada pustą listą albo przypadkową siatką produktów, marnujesz genialną okazję. Z punktu widzenia biznesu to gotowe briefy na poradniki, kategorie „na prezent”, kolekcje tematyczne i landingi.
⚡ PRO TIP: regularnie przeglądaj logi wyszukiwania pod kątem słów typu „na prezent”, „do biegania po lesie”, „dla dziecka 3 lata”, „do biura”. To surowy materiał do przebudowy architektury informacji – często bardziej wartościowy niż klasyczne analizy słów kluczowych z narzędzi SEO.
Autouzupełnianie: mały detal, duży wpływ na konwersję
Dziś użytkownik wręcz oczekuje, że po wpisaniu 2–3 liter coś mu „wyskoczy”. Bez tego wiele osób zaczyna podejrzewać, że sklep jest po prostu przestarzały.
Dobre autouzupełnianie nie jest listą losowych podpowiedzi. Bazuje na tym, co ludzie faktycznie wpisują. Pokazuje nie tylko frazy, ale też konkretne produkty (z miniaturką, ceną, informacją o dostępności) oraz kategorie. I – co kluczowe – toleruje literówki i potoczne błędy.
W jednym sklepie sportowym widziałem w logach, że sporo wyszukiwań wygląda mniej więcej tak: „bute do biegania po lesie”. System, który nie tolerował błędów i nie znał frazy „po lesie” jako intencji „trail”, oddawał puste wyniki. Po wprowadzeniu słownika branżowych synonimów i tolerancji literówek te same zapytania zaczęły generować sprzedaż praktycznie z dnia na dzień.
Autouzupełnianie pomaga też SEO. Sugerując sensownie sformułowane frazy, uczysz użytkowników, jak nazywasz kategorie, produkty i zastosowania. Te dane potem wracają do Ciebie w postaci pomysłów na nowe podkategorie, treści poradnikowe, a nawet zmiany w nazewnictwie produktów.
⚡ PRO TIP: najbardziej dochodowe zapytania w wielu sklepach to… błędy i literówki. Przejrzyj logi pod kątem zapytań z błędami, które mimo wszystko doprowadziły do zakupu. To sygnał, które „krzywe” zapisy system absolutnie musi rozumieć.
Filtry i sortowanie: nie panel, tylko proces decyzyjny
Kiedy obserwujesz klientów na żywo, widzisz jedną powtarzalną rzecz: kupują tak, jak myślą. Krok po kroku od ogółu do szczegółu. Marka, typ, rozmiar, kolor, cena, a w niektórych branżach jeszcze kilka specyficznych parametrów (moc, długość, rodzaj zastosowania).
Dobry panel filtrów po prostu odtwarza ten sposób myślenia. Użytkownik powinien bez zastanowienia wiedzieć, gdzie kliknąć, żeby zostały mu 3–4 sensowne opcje. Jeśli brakuje oczywistych filtrów albo są opisane technicznym żargonem, frustruje się i ma poczucie chaosu.
Notorycznie widzę też inny problem: filtry, które „kasują” wszystko po jednym kliknięciu. Przeładowania strony przy każdej zmianie, reset ustawień po odświeżeniu, znikające zaznaczenia. To są małe UX‑owe gwoździe do trumny konwersji.
Sortowanie to drugi, niedoceniany filar. Domyślne sortowanie „po trafności” bywa zdradliwe. W niektórych branżach lepiej działa cena (np. w kategoriach mocno budżetowych), w innych – popularność, bo ludzie lubią widzieć, co „wszyscy kupują”. Uniwersalne sortowanie dla całego sklepu to częsty błąd. Elektronika, moda, suplementy – każdy z tych segmentów lubi inne reguły.
⚡ PRO TIP: zamiast jednego globalnego algorytmu, lepiej zdefiniuj proste, osobne reguły rankingowe per kategoria. Często kilka logicznych zasad (np. „w bieżniach ważniejsza moc, w kurtkach ważniejszy sezon i dostępność rozmiarów”) robi większą robotę niż skomplikowany, uniwersalny scoring.
Jak wyszukiwarka i filtry realnie zmieniają UX, konwersję i lojalność
Kiedy porównuję dane z „przed” i „po” optymalizacji wyszukiwarki, powtarza się ten sam schemat: rośnie czas sesji, rośnie liczba obejrzanych produktów, spadają porzucenia koszyka, a klienci częściej wracają.
Użytkownicy, którzy łatwo znajdują to, czego szukają, po prostu lubią wracać. Nie tracą czasu na błądzenie po menu, nie muszą kombinować z kolejnymi wariantami zapytań. Mają poczucie kontroli nad ofertą.
Dobrze widać to w poniższej tabeli:
| Aspekt | Słaba wyszukiwarka i filtry | Zoptymalizowana wyszukiwarka i filtry |
|---|---|---|
| Zachowanie użytkowników | Niski komfort, częste błędne wyniki, krótszy czas sesji | Wyższy komfort UX, trafne wyniki, użytkownicy spędzają o ok. 25% więcej czasu |
| Czas sesji i ruch na stronie | Krótsze sesje, mniejsza eksploracja oferty | Wzrost czasu sesji o 25–30%, większy ruch na stronie i lepsze zaangażowanie |
| Porzucenia koszyka | Nawet do 40% porzuceń z powodu trudności w wyszukiwaniu | Redukcja porzuceń koszyka o 30–40% dzięki łatwiejszemu wyszukiwaniu |
| Konwersje i sprzedaż | Niska konwersja, długa i frustrująca ścieżka zakupowa | Krótsza ścieżka zakupowa, wyższa konwersja i większa wartość sprzedaży |
| Lojalność użytkowników | Rzadkie powroty, brak przywiązania do sklepu | Częstsze powroty do sklepu, rosnąca lojalność dzięki pozytywnemu UX |
| Wpływ na ruch organiczny (SEO) | Słabsze indeksowanie, problemy z duplikacją treści | Wzrost ruchu organicznego o 15–20% oraz 10–15% lepsza widoczność kategorii |
W jednym z projektów home & decor sama poprawa filtrów (dodanie logicznych atrybutów, prostsze nazewnictwo, szybsze działanie bez pełnego przeładowania strony) zwiększyła średni czas sesji o ok. 30%. Nie zmienialiśmy treści bloga ani kampanii – to była czysta praca na wyszukiwarce i filtrach.
Mobile: wyszukiwarka, która działa „w biegu”
Jeśli kiedyś próbowałeś kupić coś na telefonie w pociągu, wiesz, jak irytujące jest czekanie na wyniki albo szukanie filtrów schowanych pod trzema warstwami menu. Użytkownik mobilny chce: wpisać, zobaczyć, kliknąć, zapłacić. W tej kolejności, bez niespodzianek.
Dobre mobilne doświadczenie wyszukiwania to:
- pasek wyszukiwania widoczny od razu po wejściu,
- szybkie wyniki nawet przy słabszym internecie,
- filtry i sortowanie zoptymalizowane pod dotyk i mały ekran,
- czytelna informacja, ile produktów spełnia dane kryteria,
- łatwe usuwanie filtrów jednym kliknięciem.
Do tego dochodzi jeszcze logowanie. Na desktopie wpisanie hasła to drobiazg, na telefonie – uciążliwość. Logowanie przez social media lub inne szybkie metody znacząco skraca ścieżkę zakupu, zwłaszcza jeśli użytkownik ma zobaczyć swoje ulubione produkty, historię wyszukiwań czy zapisane koszyki.
W jednym z mniejszych sklepów obuwniczych prosty zabieg: stały pasek wyszukiwania u góry ekranu + logowanie przez Facebooka na mobile przełożył się na dwucyfrowy wzrost konwersji w ruchu mobilnym, przy niezmienionym ruchu z kampanii.
Techniczne fundamenty: szybkość, jakość indeksu i integracja z nawigacją
Od strony technologicznej wyszukiwarka ma kilka zadań, których użytkownik nigdy nie zobaczy, ale bardzo odczuje, jeśli coś pójdzie nie tak.
Po pierwsze – prędkość. Wyniki muszą pojawiać się praktycznie natychmiast, a kolejne filtry czy zmiana sortowania nie mogą rozwalać całej strony. Każda sekunda opóźnienia to realny spadek konwersji i wyższe ryzyko porzucenia.
Po drugie – jakość indeksu. Wyszukiwarka powinna:
- rozumieć odmiany wyrazów,
- radzić sobie z literówkami,
- indeksować sensowne atrybuty (te, których naprawdę używają klienci),
- nie gubić produktów przez błędną kategoryzację.
Tu bardzo często wychodzą zaniedbania w danych produktowych: np. kolor „gunmetal” w feedzie, podczas gdy klienci szukają „szary” albo „ciemny szary”. System nie jest winny – po prostu nie ma czego dopasować.
Po trzecie – integracja z breadcrumbs. Kiedy użytkownik trafi do produktu przez wyszukiwarkę, powinien od razu widzieć, w jakiej jest kategorii i móc jednym kliknięciem wrócić poziom wyżej. To poprawia orientację i pomaga robotom Google lepiej czytać strukturę serwisu.
Na koniec – rekomendacje produktowe w wynikach wyszukiwania. Jeśli użytkownik wpisze nazwę produktu, którego akurat brak w magazynie, ale dostanie na tej samej stronie sensowne alternatywy, często i tak kupi coś innego. Z punktu widzenia biznesu takie „delikatne podanie” alternatyw bywa bezcenne.
⚡ PRO TIP: niewielkie, kontrolowane podbicie pozycji produktów o wyższej marży lub lepszej dostępności (np. +5% w rankingu, ale tylko w granicach dobrej trafności) potrafi poprawić zysk bez psucia UX. Kluczowe jest, by klient nadal miał poczucie, że wyniki są przede wszystkim dopasowane do jego zapytania.
Filtry, indeksacja i crawl budget – jak nie wpaść w pułapkę duplikacji
Z perspektywy SEO rozbudowane filtry to miecz obosieczny. Dają użytkownikowi kontrolę, ale dla Google mogą wyglądać jak fabryka duplikatów treści. Każda kombinacja filtra = potencjalnie nowy URL. Jeśli nie trzymasz tego w ryzach, robot biega po setkach prawie identycznych stron i marnuje crawl budget.
Dlatego potrzebna jest jasna strategia:
- które kombinacje filtrów mają sens jako osobne, indeksowalne landingi (np. „sukienki midi na wesele”),
- które powinny być dostępne tylko dla użytkownika, ale niewidoczne dla Google (noindex),
- gdzie użyć rel=canonical, żeby scalić sygnały do głównej wersji kategorii.
W praktyce często kończy się to prostym podziałem: kategorie i wybrane, mocne kombinacje filtrów traktujemy jak normalne, indeksowalne podstrony; cała reszta – noindex, czasem dodatkowo nofollow. Jeśli coś już zostało zindeksowane, a nie chcesz tego utrzymywać, przydają się przekierowania 301.
W jednym sklepie z AGD uporządkowanie właśnie tej warstwy (noindex na zbędnych filtrach, canonicale, przekierowania starych kombinacji) podniosło widoczność kluczowych kategorii o kilkanaście procent. Bez ani jednego nowego artykułu na bloga.
Wyszukiwarka jako serce linkowania wewnętrznego
Każde zapytanie to informacja: „tak klienci myślą o Twojej ofercie”. Jeśli wyszukiwarka zamiast generować przypadkowe strony wyników zaczyna rozprowadzać ruch do przemyślanych kategorii, podkategorii i landingów, wygrywasz podwójnie.
Po pierwsze – użytkownikowi łatwiej się poruszać. Po drugie – Google dostaje spójny sygnał, które adresy są ważne.
Dobrze zrobione linkowanie z poziomu wyników wyszukiwania:
- podbija autorytet kategorii,
- pomaga wypchnąć do TOP 10 te podstrony, na których najbardziej Ci zależy,
- redukuje ruch na „śmieciowe” URL‑e z parametrami.
W sklepach, które mają sensownie przemyślane połączenie wyszukiwarki, filtrów i linkowania wewnętrznego, zwykle widzę wzrost ruchu organicznego rzędu 15–20% właśnie dzięki lepszemu wykorzystaniu istniejącej struktury.
Jak krok po kroku optymalizować wyszukiwarkę wewnętrzną
W praktyce skuteczna optymalizacja to nie „projekt na miesiąc”, tylko cykl, który się powtarza.
W dużym skrócie ten cykl wygląda tak:
Najpierw zbierasz dane: co ludzie wpisują, przy jakich zapytaniach widzisz zero wyników, które frazy prowadzą do zakupu, a które do wyjścia ze strony. W wielu sklepach to pierwszy moment „przebudzenia”: wychodzi na jaw, że np. 30% zapytań dotyczy zupełnie innych słów niż te, na które pozycjonujesz się w Google.
Potem dopracowujesz logikę dopasowania: dodajesz tolerancję literówek, słowniki synonimów (w tym potocznych określeń i aliasów atrybutów – typu „adidasy” vs „buty sportowe”, „szczotka soniczną” vs „szczoteczka soniczna”), poprawiasz dane produktowe (tytuły, atrybuty, tagi). W wielu branżach dobrze dobrane synonimy i aliasy atrybutów sprzedają więcej niż klasyczne frazy SEO.
Następnie ustawiasz sensowny ranking wyników: trafność + dostępność + popularność, a dopiero potem delikatne wagi związane z marżą czy stanem magazynowym. Pamiętaj o kluczowej zasadzie: najpierw zawsze trafność. Monetyzacja ma być „na wierzchu”, nie zamiast.
Do tego dochodzi:
- autouzupełnianie i podpowiedzi przy braku wyników (pokrewne frazy, najczęstsze literówki, sugestie kategorii),
- kontrola paginacji i indeksacji,
- testy A/B wariantów sortowania, prezentacji wyników i filtrów.
⚡ PRO TIP: porównaj wskaźniki dla użytkowników, którzy korzystają z wyszukiwarki, z tymi, którzy jej nie używają. Różnice w średniej wartości koszyka i konwersji często bardzo dobrze pokazują, ile jeszcze możesz „wycisnąć” z optymalizacji searchu.
Jak mierzyć wpływ wyszukiwarki na sprzedaż i SEO
Z samych wrażeń daleko nie zajedziesz – potrzebujesz liczb. Kluczowe obszary, na które patrzę w audytach, to:
- czas sesji i liczba obejrzanych stron u użytkowników korzystających z wyszukiwarki,
- współczynnik konwersji i porzucenia koszyka w tej grupie,
- udział zapytań z literówkami / potocznymi sformułowaniami i to, jak są obsługiwane,
- ruch organiczny na kategorie i wybrane kombinacje filtrów,
- liczba „zero results” i ich udział w całkowitej liczbie zapytań.
Dane z wielu projektów układają się dość podobnie: po sensownej optymalizacji wyszukiwarki i filtrów:
- czas sesji rośnie o 25–30%,
- ruch organiczny dzięki lepszemu linkowaniu i filtrom – o 15–20%,
- widoczność kategorii po uporządkowaniu duplikatów (canonical, indeksacja) – o 10–15%,
- porzucenia koszyka spadają o 30–40% w scenariuszach, w których wcześniej użytkownik nie mógł łatwo znaleźć produktu.
Dobrym testem jest porównanie dwóch ścieżek: użytkowników, którzy wyszukiwarki używają, i tych, którzy „szurają” tylko po menu. W wielu sklepach to właśnie te 60–70% osób startujących od searchu generuje większą część przychodu. Każdy procent poprawy ich doświadczenia ma więc przełożenie na realne pieniądze.
Jak często audytować wyszukiwarkę i linkowanie wewnętrzne
Technicznie wszystko może działać dobrze dzisiaj, ale sklep żyje: zmieniają się kategorie, produkty, nazwy, sezonowość. Frazy, które klienci wpisują, też się zmieniają.
Praktyczny model, który widzę, że działa:
- pełny audyt SEO wyszukiwarki i struktury linków co kwartał (w bardzo dynamicznych sklepach – co 4–6 tygodni),
- krótsze przeglądy po każdej większej zmianie: nowy layout, duża kampania, przebudowa kategorii, migracja CMS.
W ramach tych przeglądów sprawdzam m.in.:
- czy wyszukiwarka prowadzi do właściwych kategorii i landingów,
- czy breadcrumbs, menu i bloki „produkty powiązane” nie produkują błędnych linków,
- czy nie przybyło przypadkowych, indeksowalnych URL-i z parametrami,
- jak wygląda udział „zero results” i czy nie przybyło zapytań, których system nie rozumie.
Stałe audyty to też ochrona crawl budget: im mniej śmieciowych stron, tym łatwiej robotom Google skupić się na tym, co naprawdę sprzedaje – kategoriach, kluczowych landingach, ważnych kombinacjach filtrów.
Najczęstsze pytania z praktyki
Czy optymalizacja wyszukiwarki naprawdę wpływa na pozycje w Google?
Tak. Po pierwsze – przez UX. Lepsze dopasowanie wyników oznacza dłuższe sesje, niższy bounce, więcej obejrzanych produktów. Po drugie – przez technikę: mniej duplikatów treści, mądrze zarządzony crawl budget, klarowniejszą strukturę linków. Google lubi serwisy, w których widać porządek i prawdziwe zaangażowanie użytkowników.
Jakie funkcje autouzupełniania sprawdzają się najlepiej?
Te, które skracają drogę od wpisania frazy do kliknięcia w konkretny produkt lub kategorię. Z mojej praktyki najlepiej działają:
- podpowiedzi fraz z tolerancją literówek,
- sugestie konkretnych produktów (miniaturka + cena + dostępność),
- propozycje kategorii, marek i gotowych kombinacji (np. „Adidas męskie 42”),
- „trendy teraz” i sezonowe wyszukiwania,
- personalizacja (np. wykorzystanie historii użytkownika),
- instant search – pierwsze wyniki po kilku znakach.
Jakie filtry i opcje sortowania są krytyczne przy dużej liczbie produktów?
To zależy od branży, ale fundament jest bardzo podobny:
- filtry: kategorie, marka, zakres ceny, rozmiar / wymiary, kolor, materiał, dostępność, ocena klientów oraz specyficzne cechy branżowe (moc, przekątna, typ zastosowania),
- sortowanie: trafność, popularność / sprzedaż, cena rosnąco / malejąco, nowości, najwyżej oceniane, promocje.
Użytkownik powinien móc zaznaczyć kilka filtrów naraz, widzieć, co ma aktywne, i jednym kliknięciem to zresetować.
Jak uniknąć duplikacji treści z filtrów i nie spalić crawl budget?
Kluczowe jest:
- sensowne wykorzystanie rel=canonical – kanonizowanie wielu wariantów do głównej kategorii,
- blokowanie indeksacji mało wartościowych kombinacji filtrów (noindex, czasem także nofollow),
- przekierowania 301 dla starych lub nieużywanych adresów,
- jasna decyzja, które kombinacje filtrów budujesz jako osobne, wartościowe landingi (i dbasz o ich treść oraz linkowanie).
Tak uporządkowana wyszukiwarka przestaje generować chaos, a zaczyna pracować na Twoje SEO i sprzedaż – zamiast tylko „być” w nagłówku sklepu.